Archive

Posts Tagged ‘przepis’

Penne ze szpinakiem i całą resztą.

September 5, 2010 1 comment

Gotowanie nigdy nie było moją mocną stroną.

Bardzo długo (podstawówka i LO) było Sztuką Nieotrucia Nikogo.

Na studiach było Sztuką Przetrwania alias Jajecznica Na 5000 Sposobów.

Od niedawna jest Sztuką Łączenia Tak, Aby Było Zjadliwe.  Z lepszym lub gorszym skutkiem.

Ostatnio muszę przyznać, że z coraz lepszym.

Dlatego zaczęłam wychodzić z nim do ludzi.

Wspomniane w tytule penne jest jednym z najbardziej udanych moich wymysłów. Tak stwierdzę, nieskromnie.

Historia jego powstania jest dość dziwna, więc nie będę opowiadać. Nie będę Wam psuć zabawy.

Pewnie gdzieś istnieje taka potrawa – jeżeli znajdziecie mi oficjalną nazwę będę wdzięczna.

Ta, Którą Wymyśliłam (a którą możecie podziwiać w tytule wpisu) jest zdecydowanie za mało egzotyczna.

Nie mam niestety zdjęcia. Przepis zamieszczam, gdyż ostatnio miałam okazję robić je dla Sporej Grupy Osób i chyba było dobre, bo poproszono mnie o know-how 😉

Ci co jedli wiedzą jak wygląda, więc zdjęcie nie jest niezbędne.

Ci co nie jedli muszą wykazać się wyobraźnią i wierzyć na słowo, że wygląda całkiem apetycznie.

Oraz pragnę zaznaczyć, iż ciężko mi jest podać dokładne proporcje składników oraz zaklęcia magiczne przeze mnie używane, gdyż dotychczas robiłam owe penne sposobem polecanym przez okulistów.

Na oko znaczy się.

(Teraz już wiecie co to znaczy przydługi i nudnawy wstęp).

PENNE [porcja na standardową blaszkę – około 20x30cm]

Potrzebujecie:

1 opakowanie szpinaku – ja robię z mrożonego, rozdrobnionego  [Z kilku powodów. I wcale lenistwo nie jest na pierwszym miejscu.]

1 opakowanie mrożonych brokułów

1 opakowanie makaronu penne [nie wchodzi cały, ale gotuję wszystko. Później do czegoś wykorzystuję]

po 1 opakowaniu serów: niebieski Lazur, zielony Lazur, zwykły, najzwyklejszy Camembert Turek. Próbowałam już wielu, ten imho najlepiej zachowuje się w piekarniku.

6 – 8 plasterków [zależy od ich wielkości i wielkości blaszki] sera żółtego – holender jest ok, salami też się sprawdza

1 śmietana duża 18%

czosnek, biały pieprz, sól, oliwa

Na patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy na nią pokrojony w cienkie plasterki 1 ząbek czosnku. Jak zacznie wydzielać zapach i lekko się rumienić błyskawicznie wrzucamy na niego szpinak. Szpinak wrzucam zamrożony i mieszam go aż się rozmrozi i odparuje wodę. Ważne, żeby uzbroić się w cierpliwość i dobrze odparować  z niego wodę, gdyż później będziemy go łączyć ze śmietaną.

W tak zwanym międzyczasie doprawiamy solą, białym pieprzem (w połączeniu z czosnkiem i szpinakiem pachnie trochę jak pastwisko, ale wierzcie mi – tak ma być) i wciskamy do niego jeszcze 2-3 ząbki czosnku. Ważne jest, żeby dobrze go przyprawić, ponieważ śmietana za chwilę złagodzi smak i będzie mdłe. Tak więc Drogie Dzieci nie lękajcie się pieprzu i czosnku 😉

Jak już przyprawicie i odparujecie szpinak to wyłączcie gaz [prąd, ew. zgaście ognisko] i zalejcie go śmietaną ciągle mieszając [oczywiście nie trzeba “ciąglemieszać”, ale bardzo chciałam przemycić tu jakiś typowo książkokucharski zwrot. Chociaż chyba bardziej kojarzy mi się z zupkami w proszku]. Nie dawajcie całego kubka śmietany, będzie zbyt śmietanowe. Tak 3/4, o. I będzie dobrze.

Ugotowaliście już makaron? Nie? No to ugotujcie. Bardziej al dente niż na papkę. Coś pomiędzy.

A, jak już wstawiacie makaron, to do drugiego garnka wrzućcie też brokuły. I dajcie się maleństwom rozmrozić i ugotować, ale bez przesady. Preferuję bardziej twarde, niż miękkie.

No i po bólu.

Teraz w blaszce wysmarowanej oliwą ułóżcie makaron, tak ze 2 warstwy (wiem, że to nienormalne, ale ja układam), na niego połowę szpinaku, połowę brokułów, połowę serów z wyjątkiem Turka (żółty w plasterkach i Lazur – który się Wam bardziej podoba 😉 Ja do środka daję zielony, bo niebieski ładniej wygląda na górze, ale to już moja fanaberia).

Na to dajemy drugą warstwę makaronu, resztę szpinaku, resztę brokułów i reszta serów plus pokrojony w plasterki i ułożony tu i ówdzie Turek.

Przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika na…hmm..aż się sery roztopią.

Wiem, brzmi skomplikowanie, ale to wyłącznie dlatego, że ja nie potrafię pisać zwięźle.

Wierzcie mi – nie gotowałabym niczego, co wymaga dużego nakładu pracy (polecam rozdział o lenistwie. Był taki? Nie? To muszę stworzyć).

Dajcie znać, czy wyszło 🙂

PS. Widzę, że jest to najpopularniejszy wpis na blogu, codziennie wchodzi ktoś, kto szuka przepisu na szpinak z makaronem. I dziwię się, że nikt nie zostawia komentarza…czy Wy się wszyscy tam potruliście ;>??

Dieta, dietka, dietunia…

June 20, 2010 3 comments

Od dwóch tygodni jestem na popularnej ostatnio (choć wcale nie takiej nowej) diecie proteinowej.
Nie będę mówiła co i jak, bo każdy przeczytać sobie może w sieci, choćby tu.

Pierwszy tydzień był najgorszy – jako, że mam dwie lewe rączki do wymyślania z głowy przepisów (a tym bardziej ciężko wymyślić coś wykwintnego z jajek, mięsa, chudego nabiału i musztardy) żywiłam się półproduktami. A gotowane piersi z kurczaka śniły mi się po nocach.

Było warto – ubrania jakby luźniejsze, pasek jakby na kolejną dziurkę…

Dzielnie dotrwałam do fazy II i uroczyście wprowadziłam Warzywa do mojego MENU 🙂
Tak jest od środy. I od środy jem więcej niż chyba normalnie bym jadła nie będąc na diecie. TAAAK mi tych warzyw brakowało.

Od jutra znów białka 5 dni, więc dzisiaj zrobiłam sobie Dużo Dobre.
Po wchłonięciu tegoż nie mogę się ruszać. Ledwo siedzę przy kompie. Dobrze, że mi w palce nie poszło.

Dla wszystkich wygłodniałych i będących na diecie wklejam foto i przepisy na dzisiejsze dania.
Oba są zmodyfikowanymi na potrzeby diety przepisami, które gdzieś mi tam chodzą po głowie. Nie otrułam się, więc mogę Wam powiedzieć 🙂

A właśnie – kupiłam wczoraj zapas rukoli jak dla całego pułku. Stąd tyle zielonego.

ŚNIADANKO – JAJECZNICA

Chudziutka szyneczka – 1 plaster
Jajeczka – sztuk 2
Pomidorek w ilości 1
Rukola – 39 listków. Ale możecie dać inną ilość, nic się CHYBA nie stanie 🙂

Przyprawy – sól, bazylia, oregano.

Szyneczkę z pomidorkiem chwilkę na patelni ‘odparować’, dodać jajeczka wymieszane wcześniej z przyprawami a jak się zetnie odpowiednio należy wyłączyć gaz, prąd ewentualnie zgasić ognisko i wymieszać z rukolą.
Wygląda tak:

OBIADEK – SAŁATKA

Potrzeba Wam:
1 mała cukinia
1 filecik pojedynczy z kurczaczka
1 większy pomidorek
73 listki rukoli
Czosnek (ile dacie radę – 3-4 ząbki)
Vegeta
Papryka chili

Cukinię i kurczaczka pokroić należy w kostkę. Kurczak drobniej niż cukinię (cukinia szybciej mięknie a kurczak lepiej chłonie przyprawy jak mały).
Wszystko wrzucić do jakiejś michy. Wycisnąć do tego czosnek, posypać vegetą i chili. Ja lubię ostre jedzenie, zresztą coś musi równoważyć smak rucoli i pomidora, więc sypcie jak się nie boicie 😉
Ja dałam jeszcze ciut soli, ale odpuściłabym gdybym robiła drugi raz.

Jak się trochę “przeżre” wrzucamy na patelnię, podlewamy odrobiną wody i dusimy pod przykryciem na małym ogniu. Powinno się zrobić mniej więcej w tym samym czasie.
Uważajcie tylko, żeby się cukinia nie rozciapciała. Jak spróbujecie i okaże się, że kurczak nie ucieka a na cukinii nie łamiecie sobie zębów, znaczy że dobre i można odkryć i chwilę jeszcze podgrzewać, żeby odparowało wodę. Jak uznacie, że jest ok, wyłączcie i dajcie im trochę ochłonąć 🙂

Do michy wrzućcie rukolę, pokrojonego w większą kostkę pomidora (albo połówki koktajlowych, nawet lepsze, bo twardsze) i (chłodnego!) kurczaka z cukinią.

Powinno wyglądać mniej więcej tak:

Smacznego 🙂

Indyjski kurczak chilli

February 9, 2009 1 comment

Bardzo, ale to bardzo nie chciałabym zamienić mojego bloga w gastrobloga. Cóż. Czasu na pisanie mało, chociaż dzieje się sporo. Obiecuję nadrobić. Tymczasem wrzucam  przepis na kurczaka. Uwielbiam indyjską kuchnię a nie lubię dań ‘z torebki’, gotowców, itp. Lubię poczuć od podstaw dany posiłek i wiedzieć co w nim jest, co do jednego ziarnka przyprawy. I wszystko świeże być musi [na ile supermarket pozwala, ceteris paribus…]. Dlatego jakże przeszczęśliwa byłam gdy mój Brat, odbywający obecnie misję pokojową w Libanie (btw. powiedział, że mu fajnie, bo jest misjonarzem a nie obowiązuje go celibat 😉 ), przesłał mi przepis na owe danie, prosto z garnka kucharza-Hindusa. Wypróbowałam. Smak taki, jak powinien być. Ostre jak cholera. Radzę zaopatrzyć się w sporą ilość wody mineralnej i chusteczek higienicznych do jedzenia oraz zapas papieru toaletowego na dzień następny. Ewentualnie dodać mniej chilli. Ja nie dodałam…

Do rzeczy:

Na rozgrzanym oleju, ok. 2cm, w garnku, na dnie (taaak, wiem, że nie na ściance 😉 no ale tak mój Brat pisał, więc cytuję dokładnie 🙂 ) podsmażyć:

1) liść laurowy 4-5 szt. (na kolor brązowy)

2) pokrojoną w piórka cebulę (może być kolorowa) – na brązowo – mieszać bardzo często

3) zmiksować drobno ostrą paprykę (zieloną lub czerwona) ok. 5-6 sztuk i dodać do cebuli, smażyć dalej i mieszać

4) zmiksować główkę czosnku i świeży, obrany imbir – ok. 2 korzeni

5) dodać 2-3 łyżki bułki tartej i dalej smażyć i dalej oczywiście mieszać

6) zmiksować około 1kg świeżych pomidorów i wlać do garnka, dalej gotować, dalej mieszać

7) doprawić do smaku solą, mieloną kurkumą (przynajmniej 1 łyżkę), pieprzem białym.

I teraz uwaga.

Bierzemy około 1/3 tego cuda i odkładamy do mniejszego garnka. Do tej 1/3 dodajemy pół łyżki masła i 1 łyżkę koncentratu pomidorowego. Jeżeli cudo będzie za gęste, dodajemy trochę wody. Generalnie ma mieć konsystencję gęstej, baaardzo gęstej śmietany 🙂

Teraz wracamy do garnka z pozostałym sosem (2/3).

Do tego dodajemy warzywa mrożone: kalafior, groszek, papryka czerwona i zielona – świeża, do tego pokrojone w kosteczkę drobno ziemniaki i gotujemy. Jak się ziemniaki ugotują, dodajemy 2 łyżki koncentratu pomidorowego i pół łyżki masła. Jak dodasz koncentrat przed ugotowaniem ziemniaków, będziesz mieć problem jak ja pierwszy raz. Się nie ugotują, albo bardzo długo. Baaardzo.

I teraz najfajniejsze:

Przygotowujemy piersiątka [sic!] z kurczaka. Koniecznie piersiątka 🙂 Myjemy piersiątka i kroimy na kawałeczki – jedno piersiątko – 2-3 kawałki. Posypujemy je solą, kurkumą (obficie), papryką chilli, oprószamy mąką, do tego wbijamy 2-3 jajusia i mieszamy. Całość skrapiamy sokiem z 1 cytryny. Odstawiamy na 15-20 minut. Smażymy na głębokim tłuszczu na złoty kolor. Mieszamy z sosem, tym 1/3 bez warzyw, i odstawiamy, żeby się przeżarło. Ja pierwszy raz nie miałam czasu na czekanie a i tak było dobre 🙂 Co do ilości piesiątek – zależy ile osób. Tak w ogóle to nie trzeba koniecznie dodawać kurczaka, jak ktoś np. nie je mięsa. Sporo Hindusów to wegetarianie; gotują oni samą bazę warzywną – sabji – i jedzą ją z ryżem. Kurczak jest urozmaiceniem. Bardzo smacznym urozmaiceniem 🙂

Całość podaje się na ciepło, z ryżem, 1-2 kawałeczki kurczaka i konkretną chochlą sabji warzywnego 😉

Polecam też wrzucić do sosu na początku 1-2 papryczki chilli (wersja dla wrażliwych żołądków) i część z warzywami zrobić łagodniejszą. Do 1/3 sosu, po jego odłożeniu, dodać więcej chilli. Kurczak będzie pikantny, a warzywa łagodniejsze 🙂

Rozpisałam się strasznie. Mam nadzieję, że będzie Ci smakować 🙂